Bardzo przepraszam za tyle dni zwłoki, ale nie miałam za cholerę weny. A jak już ją miałam to nie mogłam pisać, z bardzo wielu powodów (czyt. siostra okupująca laptopa, oglądając Mr. Beana). Także, dziś wam podrzucam to co ost. napisałam. Mam nadzieję że jest ok ;D
PROPOZYCJA, TAK?
Wtorek
Minęły dwa dni od mojego chwilowego załamania nerwowego. W międzyczasie doszłoby pewnie do jeszcze paru, ale się nie dałam (codzienne zakupy w butiku na rynku, dawały poczucie bezpieczeństwa i komfortu, a także debetu na karcie) . Oczywiście, przez te nędzne czterdzieści osiem godzin doszło do dwóch incydentów związanych z osobą Bartka.
W Niedzielę rano, zaraz kiedy wstałam – a było dość późno, jakoś na oko 12, musiałam odespać cały tydzień – podniosłam rolety w mojej sypialni, odsłoniłam zielone zasłonki, przykrywające okno, i zobaczyłam za nim JEGO. Oczywiście, niedosłownie. Stał pod moim oknem, i uśmiechał się szeroko, z tabliczką z napisem ‘’Mogę wejść?’’. Od tamtego momentu stwierdziłam że założę pod domem, pole minowe, które będzie reagować na jego obecność. I co mnie najbardziej zastanawiało, to to, skąd miał mój adres? Pomyślałam o Zośce, która podała mu mój numer, ale nie. Adres jest bardziej osobisty, i bez względu na to czym by ją szantażował, nie podałaby mu go. Inne osoby też odpadały. Więc najpewniej musiał mnie śledzić. Pedofil.
Natomiast w poniedziałek, wymyślił że będzie bardziej bezpośredni. Najwidoczniej bycie romantykiem obrzydło mu zaraz po tym jak wystawiłam mu środkowy palec przez okno w niedzielny poranek. Więc, po południu, kiedy skończyłam zajęcia wyszłam przed szkołę i nadziałam się niestety na niego. Stał pod nią, z jedną nogą zgiętą w pół , opartą tak bardzo buntowniczo o ścianę budynku, z rękami w kieszeniach i z plecakiem zarzuconym niedbale na jedno ramię. Skrzywiłam się na myśl, że chce być teraz typem niegrzecznego chłopca. Rola szkolnego playboya zdecydowanie bardziej mu pasowała. Jak tylko mnie zobaczył, oderwał się od cegłówki, i podszedł do mnie pełnym luzu krokiem, który w cale, a w cale tak nie wyglądał.
- Siema, mała- rzucił żując gumę
Matko… Czy naprawdę muszę go uczyć podstawowych zasad wychowania?
- Ja mam imię wiesz?
- Wiem… Lili. – czy ten ton miał być równie wyluzowany co jego chód? Bo jak tak, to mu nie wyszło. ZNOWU.
- Idę do domu. Pa. – obróciłam się na pięcie, ale chwycił mnie za rękę. Zero kremu nawilżającego. Papier ścierny, że tak powiem. – czego?- odwróciłam się
- Jeszcze nie skończyłem – teraz dla odmiany pogrubił głos, co wyszło komicznie. Prawie parsknęłam śmiechem kiedy przyciągnął mnie do siebie na odległość dwóch centymetrów. I nie, moje serce nie biło jak oszalałe. – dzisiaj przyjdę po ciebie, dobra mała?
- Nie. A jeżeli spróbujesz, to wezwę policje że mnie nachodzisz. – i tak tym pięknym akcentem, wyrwałam się od niego i pewnym krokiem oddaliłam się na przystanek autobusowy. Nie próbował mnie zatrzymać ani wołać. Jakby się pogodził że nie ma szans. Dzięki niebiosom!
Ale z drugiej strony, co za baran. Jeżeli serio chce mnie poderwać – co, o Boże, było by tragiczne- niech sięgnie pamięcią trzy lata wstecz. W tedy niczego mu nie brakowało.
Wraz, z zakończeniem się poniedziałku, mijał termin umownych pięciu dni. Co oznaczało że dziewczyny miały dziś podjąć ze mną decyzję, co robimy dalej ze sprawą tego chorego na mózg kretyna.
- Poczwórna czekolada – powiedziała Zosia, nachylając się przez barowy blat
- Tak się nie mówi… - Maja załamała ręce
- Tak? A niby jak?
- Cztery razy czekolada, proszę . Chociażby tak - młody kelner, postawił cztery filiżanki na blacie przed nami, i uśmiechnął się szeroko, do zakłopotanej Zosi. Dziewczyna oblała się rumieńcem, za co Jagoda zmierzyła ją surowo wzrokiem.
- Okey, a więc dziewczęta, co robimy? – spytała szefowa
- Proponuję kontynuowanie, ignorowania obiektu – podrzuciła fachowo Maja
- Sprzeciw – uniosłam się – nie wytrzymam tego dłużej. Trzeba to jak najszybciej przerwać.
- A ty Zosiu? Jak myślisz? – podpytała Jaga
- Em, no… ja jestem za tym by Lili było lżej, bo widać że się męczy.
- Hmmm, ciężka sprawa – mruknęła
Siedziałyśmy chwile w milczeniu, szukając rozwiązania tej sprawy, kiedy Maja zachłysnęła się powietrzem a jej oczy niebezpiecznie zaświeciły
- Rozumiem że masz pomysł – stwierdziłam a ona ożywczo pokiwała głową
- Jeżeli ignorowanie go, nic nie pomaga bo facet jest tak uporczywy, to może trzeba go wysłuchać – patrzyłyśmy na nią nic kompletnie nie rozumiejąc – oj, no wiecie. Jak z buntowniczym nastolatkiem. Nie uspokoi się dopóki, ktoś go nie wysłucha i nie przyzna mu racji.
- Sugerujesz że mam mu ulec?! – mogłabym przysiąść że mój puls nienaturalnie przyśpieszył
- W sumie to… tak.
- Żartujesz prawda? – niedowierzałam
- Nie.
- Jak macie tylko takie pomysły to ja może wyjdę- chwyciłam za torebkę gotowa opuścić lokal
- Poczekaj, Lil. – zatrzymała mnie Jaga – to nie jest taki zły pomysł. Może jak raz umówisz się z nim na randkę, to się potem odczepi? To tak jak, z depilacją nóg woskiem. Raz a porządnie.
- Coś dzisiaj przeginacie z tymi porównaniami – westchnęłam – ale co z twoim zasadami?
- Raz wyjątkowo mogę zrobić wyjątek.
- A jeżeli to nie będzie zwykła randka?
- To nic. Wierzę że uda ci się go zbyć. Z twojej strony nie mam się czego obawiać – uśmiechnęła się życzliwie
- Czyli mam mu ulec a potem wystawić, ta?
- Dokładnie – wszystkie pokiwały zgodnie głową
-Ech, nie wierzę że to robię... Ale jak coś, ty wy płacicie za mojego psychologa – ostrzegłam je.
PROPOZYCJA, TAK?
Wtorek
Minęły dwa dni od mojego chwilowego załamania nerwowego. W międzyczasie doszłoby pewnie do jeszcze paru, ale się nie dałam (codzienne zakupy w butiku na rynku, dawały poczucie bezpieczeństwa i komfortu, a także debetu na karcie) . Oczywiście, przez te nędzne czterdzieści osiem godzin doszło do dwóch incydentów związanych z osobą Bartka.
W Niedzielę rano, zaraz kiedy wstałam – a było dość późno, jakoś na oko 12, musiałam odespać cały tydzień – podniosłam rolety w mojej sypialni, odsłoniłam zielone zasłonki, przykrywające okno, i zobaczyłam za nim JEGO. Oczywiście, niedosłownie. Stał pod moim oknem, i uśmiechał się szeroko, z tabliczką z napisem ‘’Mogę wejść?’’. Od tamtego momentu stwierdziłam że założę pod domem, pole minowe, które będzie reagować na jego obecność. I co mnie najbardziej zastanawiało, to to, skąd miał mój adres? Pomyślałam o Zośce, która podała mu mój numer, ale nie. Adres jest bardziej osobisty, i bez względu na to czym by ją szantażował, nie podałaby mu go. Inne osoby też odpadały. Więc najpewniej musiał mnie śledzić. Pedofil.
Natomiast w poniedziałek, wymyślił że będzie bardziej bezpośredni. Najwidoczniej bycie romantykiem obrzydło mu zaraz po tym jak wystawiłam mu środkowy palec przez okno w niedzielny poranek. Więc, po południu, kiedy skończyłam zajęcia wyszłam przed szkołę i nadziałam się niestety na niego. Stał pod nią, z jedną nogą zgiętą w pół , opartą tak bardzo buntowniczo o ścianę budynku, z rękami w kieszeniach i z plecakiem zarzuconym niedbale na jedno ramię. Skrzywiłam się na myśl, że chce być teraz typem niegrzecznego chłopca. Rola szkolnego playboya zdecydowanie bardziej mu pasowała. Jak tylko mnie zobaczył, oderwał się od cegłówki, i podszedł do mnie pełnym luzu krokiem, który w cale, a w cale tak nie wyglądał.
- Siema, mała- rzucił żując gumę
Matko… Czy naprawdę muszę go uczyć podstawowych zasad wychowania?
- Ja mam imię wiesz?
- Wiem… Lili. – czy ten ton miał być równie wyluzowany co jego chód? Bo jak tak, to mu nie wyszło. ZNOWU.
- Idę do domu. Pa. – obróciłam się na pięcie, ale chwycił mnie za rękę. Zero kremu nawilżającego. Papier ścierny, że tak powiem. – czego?- odwróciłam się
- Jeszcze nie skończyłem – teraz dla odmiany pogrubił głos, co wyszło komicznie. Prawie parsknęłam śmiechem kiedy przyciągnął mnie do siebie na odległość dwóch centymetrów. I nie, moje serce nie biło jak oszalałe. – dzisiaj przyjdę po ciebie, dobra mała?
- Nie. A jeżeli spróbujesz, to wezwę policje że mnie nachodzisz. – i tak tym pięknym akcentem, wyrwałam się od niego i pewnym krokiem oddaliłam się na przystanek autobusowy. Nie próbował mnie zatrzymać ani wołać. Jakby się pogodził że nie ma szans. Dzięki niebiosom!
Ale z drugiej strony, co za baran. Jeżeli serio chce mnie poderwać – co, o Boże, było by tragiczne- niech sięgnie pamięcią trzy lata wstecz. W tedy niczego mu nie brakowało.
Wraz, z zakończeniem się poniedziałku, mijał termin umownych pięciu dni. Co oznaczało że dziewczyny miały dziś podjąć ze mną decyzję, co robimy dalej ze sprawą tego chorego na mózg kretyna.
- Poczwórna czekolada – powiedziała Zosia, nachylając się przez barowy blat
- Tak się nie mówi… - Maja załamała ręce
- Tak? A niby jak?
- Cztery razy czekolada, proszę . Chociażby tak - młody kelner, postawił cztery filiżanki na blacie przed nami, i uśmiechnął się szeroko, do zakłopotanej Zosi. Dziewczyna oblała się rumieńcem, za co Jagoda zmierzyła ją surowo wzrokiem.
- Okey, a więc dziewczęta, co robimy? – spytała szefowa
- Proponuję kontynuowanie, ignorowania obiektu – podrzuciła fachowo Maja
- Sprzeciw – uniosłam się – nie wytrzymam tego dłużej. Trzeba to jak najszybciej przerwać.
- A ty Zosiu? Jak myślisz? – podpytała Jaga
- Em, no… ja jestem za tym by Lili było lżej, bo widać że się męczy.
- Hmmm, ciężka sprawa – mruknęła
Siedziałyśmy chwile w milczeniu, szukając rozwiązania tej sprawy, kiedy Maja zachłysnęła się powietrzem a jej oczy niebezpiecznie zaświeciły
- Rozumiem że masz pomysł – stwierdziłam a ona ożywczo pokiwała głową
- Jeżeli ignorowanie go, nic nie pomaga bo facet jest tak uporczywy, to może trzeba go wysłuchać – patrzyłyśmy na nią nic kompletnie nie rozumiejąc – oj, no wiecie. Jak z buntowniczym nastolatkiem. Nie uspokoi się dopóki, ktoś go nie wysłucha i nie przyzna mu racji.
- Sugerujesz że mam mu ulec?! – mogłabym przysiąść że mój puls nienaturalnie przyśpieszył
- W sumie to… tak.
- Żartujesz prawda? – niedowierzałam
- Nie.
- Jak macie tylko takie pomysły to ja może wyjdę- chwyciłam za torebkę gotowa opuścić lokal
- Poczekaj, Lil. – zatrzymała mnie Jaga – to nie jest taki zły pomysł. Może jak raz umówisz się z nim na randkę, to się potem odczepi? To tak jak, z depilacją nóg woskiem. Raz a porządnie.
- Coś dzisiaj przeginacie z tymi porównaniami – westchnęłam – ale co z twoim zasadami?
- Raz wyjątkowo mogę zrobić wyjątek.
- A jeżeli to nie będzie zwykła randka?
- To nic. Wierzę że uda ci się go zbyć. Z twojej strony nie mam się czego obawiać – uśmiechnęła się życzliwie
- Czyli mam mu ulec a potem wystawić, ta?
- Dokładnie – wszystkie pokiwały zgodnie głową
-Ech, nie wierzę że to robię... Ale jak coś, ty wy płacicie za mojego psychologa – ostrzegłam je.
SOPHIE !!!
OdpowiedzUsuńJak zawsze ( czytaj tandetnie, szczeniackim językiem i z mnóstwem. moim zdaniem. ciut "plastikowych" serduszek )
zostaje przerwane.
po mimo moich wielce emocjonalnych ( czytaj piskliwych ) reakcji na Twoje rozdziały jak i całe opowiadanie.
to jednak postanowię ci powiedzieć iż :
1) piszesz genialnie
2) język widać że nie jest stylizowany na kogoś innego niż TY.
3) lektura jest łatwa, przyjemna i zabawna dla czytelnika
to dodatkowo :
4) chcę więcej tego typu opowiadań
5) ile razy patrzę na te ciastka to wspominają mi się wszystkie dziwne mieszanki shake'ów jakie robiłam i automatycznie robię się głodna.
i najważniejsze :
6) dlaczego nie oddasz mi kropelki talentu ? mam swojego bardzo niewiele
:D
pierwsza, wielka, maniaczka
Ignis