MAM OSOBIŚCIE DOŚĆ
Wyszłam
z zatłoczonego i dusznego budynku i z miejsca owiał mnie zimny jesienny wiatr.
Pogoda była dość typowa jak na tą porę roku. Wszędzie jakieś kałuże, gołe
drzewa, zimno, wilgotno i jakoś tak nie wyraźnie. Jesień nie należała do moich
ulubionych pór roku. Ogólnie mówiąc, to chyba nikt za nią nie przepadał. Kto by lubił nagłe zmiany
temperatury, ciągłe deszcze a czasem nawet i śnieg . A jednak, jedyną osobą jaką znałam, która by uwielbiała
jesień był David.
David to mój kolega którego poznałam w liceum. Znamy się już od trzech lat, a
jednak każdy z nas ma wrażenie jakby to było dłużej. Nie ma rzeczy o której
byśmy sobie nie mówili. On zrozumie, przytuli i pocieszy, chociaż i czasami
zabłyśnie nutką egoizmu, jak to na homoseksualistów wypada, ale tak to, to
kocham go jak własnego brata. Tak. David to gej, a inaczej mówiąc pedał, jeżeli
ktoś woli i tą wersję. Nie miał jeszcze chłopaka, bo twierdzi że nie jest na to
jeszcze gotowy. I w cale mu się nie dziwię. Swoją orientację seksualną odkrył
dopiero pod koniec gimnazjum kiedy zerwał z moją przyjaciółką. Co do charakteru
to jest dość upierdliwy ale jak przychodzi co do czego to słucha cię jak nikt
inny. To chyba właśnie dlatego chce zostać psychologiem. I już mnie nawet
zapewnił że będę miała u niego kartę stałego klienta.
Stał w umówionym miejscu, jak zwykle punktualny. Ubrany w czarny dopasowany
płaszcz z rozwianą blond grzywką
wyglądał niczym jeden z tych sławnych aktorów za którymi uganiają się miliony
nastolatek. Pomachał do mnie z daleka i
rozpromieniony wyjął aparat z kieszeni, i zaczął robić mi zdjęcia. To dość nie
dorzeczne zajęcie, ale nic na razie nie mogę zrobić. Ubzdurał sobie że jestem
niezwykle fotogeniczna, i ma zamiar robić mi tysiące zdjęć, bo musi w końcu
wykorzystać ten nowy aparat co dostał na urodziny. I nie myślcie sobie że się
nie broniłam! O! Ile razy próbowałam zasłonić się moimi za dużymi rękawiczkami to
i tak usłyszałam że uroczo wyglądam…
Więc tym razem, szłam powoli patrząc prosto przed siebie, jakby daleko w
oddali stał właśnie mój wymarzony książę. Podniosłam lekko kąciki ust i
odgarnęłam grzywkę z twarzy. Robiłam to już chyba nieświadomie. Tyle razy
nachodziłam się z nim po parku, pozując tak jak chciał, lecz na końcu i tak
okazywało się że najlepiej wychodziły te z zaskoczenia. Te, które uchwyciły
moje przerażone spojrzenie w blasku słońca, te które pokazywało jak się
szczerze śmieje, te które odkrywały moją ciemną stronę, kiedy wymachiwałam
rękami i głośno krzyczałam.
- Możesz przestać? Chcesz żeby ci lustrzanka pękła? – zapytałam witając się z
nim w tradycyjny dla nas sposób.
- A niby od czego?
- Od tego – powiedziałam i wskazałam na owal swojej twarzy.
- Oj tam, oj tam. Nie przesadzajmy. Z resztą popatrz jak ładnie wyszłaś! –
zawołał i pokazał mi swoje zdjęcie
Na owej fotografii widniałam ja. Z rozmarzonym wzrokiem wbitym w przestrzeń. W
ciemnobrązowych włosach zwiewających mi na twarz, wyglądałam dość fajnie. Na
szczęście zachowałam resztki człowieczeństwa, i na twarzy miałam jako taki
uśmiech. Reszta, wypacykowanych wypindrzonych i wystylizowanych na dziwki
dziewczyn ze szkoły chwaliło się na
facebooku zdjęciami na których nie dość że wyglądały jakby z burdelu wyszły to
do tego, patrzyły w aparat jak naćpane. Smutny widok, naprawdę. Nigdy nie
wiadomo co z czegoś takiego wyrośnie…
- No, całkiem, całkiem – uśmiechnęłam się
- ty i twoje nastawienie do siebie.
- Jeszcze się nie przyzwyczaiłeś?
- Nie, i zresztą obiecałem ci że w najbliższej przyszłości zamierzam je
zmienić.
- No to będziesz musiał mieć dużo cierpliwości.
- Mniejsza z tym, jak w szkole? - Westchnęłam a on już po tym wiedział co się
święci- czyżby Bartek?
- Ehm…
- A co tym razem?
- Nic szczególnego. Znów to samo co zawsze, i wiesz? On chyba się nigdy nie
zmieni…
- Każdy kiedyś musi dojrzeć.
- Serio? W jego przypadku jakoś tego nie widzę.
Rozmowę krótko ucięłam, bo nie chciałam sobie psuć bardziej dnia, bo i tak był
już wystarczająco nadgryziony, przez tą larwę. Mogłabym co prawda, dalej mówić
jak bardzo go nie cierpię i że samo patrzenie na niego sprawia że jest mi nie
dobrze, ale David już to wszystko wiedział. Jego opinia o nim, niczym nie
różniła się od mojej. Nie znał go, ale wystarczającym dowodem aby go nie lubić,
były chociaż by moje opowieści.
Przeszliśmy kawałek od pobliskiego parku koło uczelni i dotarliśmy do naszej
ulubionej kawiarenki.
Była bardzo stara ale i też bardzo przytulna. Na zewnątrz wyróżniała się
spośród wszystkich budynków, czerwoną cegłówką, która pochodziła chyba nawet z
czasów wojny. Jedyną informacją, że to kawiarenka, była biała tabliczka z
czarnym już prawie nie widocznym napisem ‘’ Pod różą’’.
Usiedliśmy, zamawiając przed tym, to samo co zawsze. Dwa razy zbożowa kawa z
bitą śmietaną i karmelem. Pobudza i o dziwo aż tak bardzo nie tuczy.
- Maciek ze mną zerwał – oznajmiłam
- Wiem, widzę po twoim dzisiejszym humorze – odpowiedział nie odrywając wzroku
z nad iPhona. – Do tego doszedł jeszcze Bartek i szlak cię trafił, no nie?
- Nie… Chociaż… Może. W każdym razie, nie przejmuje się tym tak jak zwykle –
odparłam jakby zerwanie dwumiesięcznego związku było niczym
Westchnął i pokiwał obrażony głową.
- Co? – spytałam zdziwiona
- Nie zamierzasz zmienić swojego działania?
- A po co? Jest dobrze jak jest.
- Tak? I sądzisz że zbywanie każdego z uczelni i łamanie mu serca jest takie
dobre? Pomyśl raz co oni czują.
- Od kiedy zrobiłeś się taki uczuciowy? – wyraźnie się zarumienił – czekaj,
niech zgadnę. Masz kogoś na oku tak? – nie zaprzeczył – wiedziałam! To ten
Piotrek nie?
- Możliwe… nie ważne. Teraz zajmujemy się tobą i twoim wymagającym porady
psychologa zachowaniem.
- tyle razy to przerabialiśmy…
- I właśnie dlatego, powinnaś coś z tego wyciągnąć. Naprawdę tyle razy,
myślałem nad tym co ty do cholery wyprawiasz i stwierdziłem że jesteś
nienormalna. Popatrz tylko, co ty robisz
- Wiem co…
- nie skończyłem! – przerwał ostro - Tak to zawsze to wytrzymywałem, ale
dzisiaj to już chyba we mnie pękło. Doliczyć Maćka, i mamy trzydziestu dwóch
chłopaków którym złamałaś serce, nawet z nimi nie zrywając. Nie mówię już o
tym, że dalej się za tobą ślinią, i tylko pogarszasz ich sytuację. Jako że
jestem twoim przyjacielem, szanuję to co robisz, ale trochę nie rozumiem. Zawsze
wiedziałem czemu postępujesz tak a nie inaczej, ale tego, od początku naszej
znajomości nie mogę zrozumieć i ukrywałem aż do tego momentu. Nie obraź, się ale nie
pochwalam tego.
Nie odezwałam się, tylko upiłam łyk zbożówki i zapatrzyłam się w okno. Ciemne
chmury przysłaniały niebo, i były tak granatowe, że bez wątpliwości zapowiadały
deszcz. Zupełnie jak moje myśli…
Wiatr zakołysał nie bezpiecznie pobliskimi drzewami, i parę niesfornych liści
upadło na chodnik. Jakiś kot przebiegł i schował się pod schodami sklepu, a
ludzie którzy byli przed chwilą na ulicy, znikli tak samo szybko jak się
zjawili.
Wolałam już myśleć o tym co dzieje się na zewnątrz, niż tutaj wewnątrz mnie. Bo
jedną rzeczą, o którą bałam się najbardziej była moja wiara w to co robię. W
każdej chwili mogła wstać i zatrzasnąć za sobą drzwi ustępując miejsca wierze
‘’emocjonalnej’’, której nie dopuszczałam do głosu przez dobre trzy lata, od ów
pamiętnego dnia.
Z tego co zauważyłam kontem oka, David wciąż na mniej patrzył jakby czekał na jakąś
sensowną odpowiedź. Niech czeka jak jest głupi. Prędzej jednorożca zobaczy, niż
zmienię swój pogląd.
- Jak masz mnie tak ignorować to lecę. Muszę przygotować referat na historię.
Na razie – powiedział i wyszedł przy okazji zderzając się w drzwiach z jakimś
znajomym blondynem.
Wściekł się, i to wyraźnie. Ale jak znam życie to jutro i tak mu przejdzie i
znów powita mnie swoją lustrzanką… Trzasnął drzwiami i już go nie było.
Popatrzyłam zrezygnowana na stojącą przede mną kawę, i cała ochota na
wysiorbanie jej zawartości ze szklanki wyparowała. Zamknęłam oczy, i już miałam
puścić wodzę wyobraźni kiedy usłyszałam znajomy lekko zachrypnięty głos.
- Przepraszam, czy wolne? – zapytał Bartek
Machnęłam ręką na znak, że mi wszystko jedno, a ten usiadł. Świetnie, nie dość
że moje własne zachowanie mnie
przytłacza to jego obecność niczego nie ułatwia. Dobra, przeżyjemy, może go nie
pogryzę i nie zadźgam leżącym obok widelcem…
- Co tam? – zagadnął
- Nic.
- Dalej wściekasz się za tamto z rana?
- Nie twoja sprawa.
- Obawiam się że chyba jednak moja. -Spojrzałam na niego pytająco- nie mogę przecież
patrzeć jak się smuci moja księżniczka.
- Po pierwsze, nie jestem twoją księżniczką,
a po drugie, guzik cię obchodzi
czy się smucę czy nie. Moje problemy, moja sprawa. Jasne?
- Nie unoś się tak, spokojnie. Powiedz o co chodzi – zachęcił
- O! Chyba się, przeceniasz mój drogi. Jeszcze mnie tak nie pokręciło abym
zwierzała się TOBIE z moich spraw.
- A to niby dlaczego? Jestem takim samem facetem jak David.
Prychnęłam
- Do niego, to ci akurat jeszcze daleko. – powiedziałam i już wstałam, kiedy
chwycił mnie za rękę i wręcz siłą posadził z powrotem na miejsce.
- Nie idź jeszcze – szepnął
- Nie nabiorę się na twoje sztuczki, więc jak możesz to idź już sobie i
wypróbuj to na kimś innym.
- Ja nie potrzebuję, przenosić swoich emocji na życie innych.
- Co masz niby na myśli?
- Myślę że ty już doskonale wiesz.
Ciśnienie podniosło się do granic możliwości a ja po prostu nie wytrzymałam. Jedno
przechylanie szklanki z niedobitą do końca kawą, w zupełności wystarczyło. A
widok jego mokrej blond czupryny, bezcenny, tak samo jak jego mina.
- Żegnaj Bartek. – rzuciłam na odchodne i zostawiłam za sobą swój cały
dzisiejszy dzień.
Sophie ...
OdpowiedzUsuńprzeczytałam i padam ze śmiechu
ale żeby marnować dobrą kawę ... :D
wrzuć coś jeszcze :)
a tak by the way : dlaczego on jest blondynem ? ( tylko z tego powodu trochę mi go szkoda. )
jak zawsze świetne, pełne humoru i szczerości. :D
jak mówiłam.
czekam na następne :D
Super ! <3 zgadzam się z Ignis : Jak można marnować dobrą kawę XD hehe Idę dalej bo mi się serio podoba ! :*
OdpowiedzUsuń