piątek, 23 sierpnia 2013

''Dwa tygodnie'' - Roz.5

Ohajo! Przepraszam że wczoraj na bloga nie doszło nic nowego, ale zwyczajnie nie miałam weny - dzisiaj coś tam doszło. Nie wiem czy rozdział się spodoba, bo jest w nim więcej smutku bohaterki niż humoru, ale to moim zdaniem. Wy swoje, wyraźnie pod spodem ;)
Przy okazji chciałabym podziękować Ignis i Eolce, za życzliwe i regularne komentarze, które dodają mi otuchy i piszę dalej ^^ Ostatnio przez was, poleciały mi łezki, dziękuję ;D
A teraz rozdział:



PODARUNEK

Po godzinach pertraktacji, i dwóch wypitych czekoladach,  dziewczyny postanowiły że nasz wielki plan ochrony mojego dziewictwa, na razie ograniczy się do trzymania na odległość tego psa Bartka. Nic wyjątkowego. Jak dla mnie taki plan funkcjonował od trzeciej gimnazjum, ale według nich miało to na celu zobaczyć, czy będzie się mną interesował jeszcze przez około dwa-trzy dni ( nasze badania wykazały, że Bartek trudzi się by zdobyć jakąś dziewczynę przez maksymalnie pięć dni. ). Jeżeli niestety ten kretyn będzie chciał robić za kundla koło mojej nogi, przez dłużej niż pięć dni, będzie to znak że mu faktycznie zależy lub ma wyjątkowo paskudny plan. Ale tym mamy się podobno zająć po wyznaczonym terminie.

Po dwudziestu minutach, nareszcie byłam w domu. Dzięki mamie i jej wtykom, dostałam mieszkanie względnie blisko uniwersytetu jak i  ich domu. Do tego sama okolica była nawet spokojna i przyjemna bo wszędzie rosły duże stare dęby. Zieleń była elementem którego nie mogło zabraknąć w moim życiu.
Już miałam wyciągać klucze, kiedy na wycieraczce zobaczyłam pęk – i to taki spory pęk – czerwonych róż. Czy  byłoby to wyjątkowe gdybym powiedziała że to od Bartka? Spojrzałam na białą koronkową metkę przy jednym z kwiatów. ‘’Dla najpiękniejszej. B’’  No tak, czego ja się spodziewałam. Jakie to oklepane… Naprawdę, nie mógł wymyślić czegoś lepszego niż pierwszy lepszy tekst z ckliwej komedii romantycznej, którą pokazują w kinach, kiedy stoją na skraju bankructwa? Serio? Nie mógł?
Trzeba się tego pozbyć. Mój wzrok padł na metalowy kontener za oknem. Postanowione, lecz najpierw muszę to uwiecznić. Wyjęłam telefon, z tylnej kieszeni spodni i zrobiłam zdjęcie, dokładnie ukazujące ‘’dar’’ od Bartusia. Nacisnęłam wyślij do wielu, i wiadomość z podpisem ‘’ Wyrzekam się bycia dziewczynom. Jutro zapisuje się do kliniki zmiany płci, może w tedy się odwali’’ dotarła do moich przyjaciółek.

W momencie kiedy zjadłam odgrzewane sajgonki – moja dzisiejsza specjalność- mój telefon zawibrował. Pewnie dziewczyny chcą znać wszystkie pikantne szczegóły. No cóż, tym razem nie było fajerwerków.
- Halo?
- Mam nadzieję że  otrzymałaś róże – odezwał się Bartek
- Ta, są już w koszu – odparłam luźno chowając talerz do zmywarki
- Co? Dlaczego? – wydawał się o dziwo zawiedziony. Pewnie za dużo wypił i jest nadwrażliwy
- Och, pomyślmy Bartusiu. Może dlatego że cię nie lubię?
- A co mam zrobić żebyś zmieniła o mnie zdanie? – zapytał z troską. Boże…. On serio dużo wypił
- Przestań istnieć – odpowiedziałam chłodno
- Lili, proszę.
- To ja cię proszę byś przestał udawać do cholery! – wykrzyczałam do słuchawki, sama nie wiedziałam skąd u mnie taka nagła złość – przecież doskonale wiem, że ci na mnie nie zależy i robisz to tylko po to by zabawić się moim kosztem. Jeżeli brakuje ci dziewczyn, do zaspokajania twoich potrzeb seksualnych to idź do burdelu. Twoi koledzy pewnie, znają jakieś dobre, tanie lokale.
- Lil, nie mów tak, nic o mnie nie wiesz. – on już błagał! Może powinnam zadzwonić na  izbę wytrzeźwień? Z pewnością by się nadawał.
- Mówisz tak tylko by mnie zaliczyć, bo nigdy ci się nie udało, idioto! Trzy lata to za mało prawda?! – wyłączyłam się.
Odłożyłam komórkę na kuchenny blat i z przerażeniem spojrzałam na swoje ręce. Całe się trzęsły. Wstałam i poszłam do łazienki, by się otrząsnąć i pozbyć tej rozmowy, ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Były jak z waty, i miałam wrażenie że nie wytrzymają mojego ciężaru. Usiadłam z powrotem na barowym krzesełku.
Cholera… nie wiedziałam że znów będę przeżywać to samo. Myślałam że przez te parę lat, zdążyłam nauczyć się zduszać w sobie wspomnienia. No cóż… najwidoczniej się przeliczyłam  ( jak zawsze z resztą) , i łzy teraz postanowią to wykorzystać. Usiadłam wygodnie, oparłam głowę na rękach i pozwoliłam im nabrudzić na blacie. I tak miałam go umyć….

Znów telefon. O nie. Jeżeli to ten dupek, to zmieniam numer , zaraz po tym jak się ogarnę.
- Tak? – zapytałam niewyraźnie, bo nie miałam siły zdobyć się na silniejszy ton
- Lili, czy ty płakałaś? – Zosia, zaniepokoiła się. Tym razem nikt niczego nie udawał…
- Nie, tylko czyściłam blat cieczami łzowymi.
- Co się stało? Czekaj, czy to ma związek z tymi kwiatami?
- Poniekąd tak.
- Boże, chyba się nie zakochałaś?
- W tym momencie byłoby to najlepsze wyście.- mruknęłam
- Co? Nie rozumiem cię  Lil. Zaraz u ciebie będę.
- Nie trzeba. Dam sobie radę.
- Nie, nie, nie. Za wiele razy polegasz tylko na sobie. I jak znam życie, to właśnie przez to, czyściłaś blat cieczami łzowymi. – zaśmiała się i ja również.
- Zośka, nie. Zostań w domu. Jest po ósmej…
- No to co? Mieszkam naprzeciwko ciebie, zapomniałaś? Zaraz będę. Oczywiście z zestawem oddepresywującym.
- A kto powiedział że mam depresje?
- Ja wiem lepiej kochana- rzuciła i rozłączyła się

Wolę nie ważyć się, po dzisiejszym wieczorze. Mogę się założyć że waga z chęcią dodać mi dwa kilo do przodu, które tak usilnie ostatnio chciałam zrzucić – bieganie w szpilkach na czerwonym świetle, powinno moim zdaniem  raczej wystarczyć.
Zaledwie dziesięć minut po telefonie Zośki, zostałam zaatakowana przez pocieszaczy numer jeden na rynku – Zośkę i Davida * – oferujących w gratisie darmowe oddespresywujące żarcie, w którego skład wchodziły: miętowe lody, herbatka owocowa, tacos, popcorn, mrożona nutella i pomidory (pomagały na końcu pozbyć się  nudności po słodkim ).
* David i Zosia są rodzeństwem, i z obojgiem z nich się przyjaźnię.
- Co się stało mała? – chłopak uwięził mnie w mocnym uścisku
- Nic wielkiego – uśmiechnęłam się słabo, lekko się oswobodziłam
- To czemu płakałaś co?
- Bartek przypomniał mi tylko o czymś… nic takiego. Nie trzeba było się gramolić z tym całym majdanem – wskazałam na dwie płócienne torby w rękach przyjaciółki
- Przestań – machnęła ręką – my też nie mamy za ciekawie w domu, przecież wiesz – uśmiechnęła się porozumiewawczo – wolimy być tu u ciebie.
Zosia i David, co prawda mieszkali w drogiej dzielnicy i posiadali piękne mieszkanie, ale po mimo tego nie mieli za wesoło. Ich ojciec lał morza wódki codziennie, wyżywając się przez to na nich, naszczęście nie dochodziło do rękoczynów. Mama umarła kiedy mieli oboje po dziesięć lat, od tamtego momentu tata zaczął się staczać, i kontrolę nad ich życiem przejęła jakaś obca kobieta, która sprowadziła się do domu, w celach opiekuńczych, ale i tak wszyscy wiedzieli że jest tylko jego dziwką, która udawała dobrą mamusię.
- Dobra – zgodziłam się – David włączaj maraton ‘’Przepis na życie’’ a ty Zosia, ze mną do kuchni. Przygotujemy żarcie.

Przy naszym ulubionym serialu, spędziliśmy bite trzy godziny, przy którym śmialiśmy się i wspieraliśmy się jak jedno rodzeństwo. Opowiedziałam im dokładnie rozmowę z Bartkiem, co spowodowało, że mój głos zaczął drzeć. Mam tak zawsze kiedy tylko emocje biorą u mnie górę. Przyjaciele nie byli zdziwieni moją reakcją. I tak podziwiali że skończyło się tylko na tym i w sumie ja też byłam dla siebie pełna podziwu. Udało mi się nie załamać. Normalnie trzeba to oblać.
- Lili, jeżeli będzie tak dalej, nie wiem czy dasz radę to wytrzymać – powiedział w tedy poważnie David
- Muszę, bo na pewno nie wejdę dwa razy do tej samej rzeki. Już to przeżyłam, i raz zdecydowanie starczy – odparłam hardo, choć wiedziałam że będzie mnie to dużo kosztować.
W końcu sprzeciw uczuciom, nie należał do rzeczy łatwej i taniej.




2 komentarze:

  1. ZARĄBISTE
    Z A R Ą B I S T E
    <3
    <3
    <3
    ....
    MANIACZĘ
    <3
    <3
    <3
    Z UPOREM GODNYM KŁÓTNI Z DRACO
    CZEKAM NA KOLEJNE ROZDZIAŁY

    OdpowiedzUsuń
  2. Kobieto ogarnij się "maniaczę i maniaczę" nudzisz ludzi!!

    OdpowiedzUsuń

Bądź szczery, tylko to ;)