czwartek, 26 grudnia 2013

''Dwa tygodnie'' - Roz. 18



BOHATER.

Z jakiegoś powodu czułam, że muszę go przeprosić. W końcu to MÓJ rzekomo seksowny tyłek przyciągnął uwagę tego marginesu społecznego.
- Sorki, że tak wyszło Bartek. – powiedziałam
Cisza.
 A spodziewałam się coś w stylu ‘’Nie, przestań to nie twoja wina’’ albo chociażby ‘’Nie mów tak, nie lubię jak się martwisz’’. Ale nie, jedyne na co było go stać to tylko krótkie parsknięcie (tak krótkie, że chyba nawet nie zdążyłam policzyć do pięciu ).
- Wiesz co? – odezwałam się – mógłbyś być bardziej miły.
I znów zaległa cisza.
Zaczęłam się zastanawiać czy gdybym teraz się obróciła i poszła w cholerę, zauważyłby to. Może należy spróbować?
- Jesteś okropna wiesz? – powiedział nie patrząc na mnie
- Hę? – nie zrozumiałam
- Ciągle sobie zaprzeczasz. Raz mówisz że mnie nie potrzebujesz, a potem cieszysz się że jestem. Raz jesteś dla mnie okropna, wręcz wredna potem miła i potulna. I co najważniejsze, raz mówisz że mnie nienawidzisz ale tak naprawdę…
- Stój! – przerwałam mu –  już nigdy więcej nie zamierzam tego powtórzyć.
- Czego? – spytał prowokacyjnie
- Sam dobrze wiesz czego, idioto.
- Kochasz tego idiotę. – powiedział luźno a mnie zmroziło od stóp do głów
- W cale nie!
- Och, ciągle się tak słodko denerwujesz.
- Wal się – burknęłam odchodząc w przeciwnym kierunku. Niestety złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie.  Wyrwałam mu się tak szybko jak się dało – Nie masz prawa mnie dotykać.
- Znów się chcesz ze mną o to kłócić? Jeżeli mnie naprawdę nienawidzisz, to dlaczego zgodziłaś się na układ, jeszcze na taki, który pozwala mi  u ciebie zamieszkać?
- To proste. Żebyś w końcu się odwalił.
- Nieprawda. Znam cię lepiej niż myślisz Lil. Miałaś nadzieję że coś z tego wyjdzie prawda? – nie odpowiedziałam – rozumiem że twoje milczenie znaczy ‘’tak’’? Och nic się nie zmieniłaś… jak dobrze.
- Jesteś pojebany – powiedziałam patrząc z nienawiścią w jego oczy – ty też się nic nie zmieniłeś. Ciągle szydzisz z ludzkich uczuć, a w szczególności z moich. Sam każesz definiować mi co do ciebie czuje, podczas gdy ty nie mówisz mi nic o swoich. Jak mam być pewna swoich jeżeli nic nie wiem o twoich! Wbrew pozorom to bardzo ważne, ale ty najwidoczniej tego nie rozumiesz.
Nie potrafiłam od niego odwrócić wzroku. Chciałam wwiercać się swoją nienawiścią coraz głębiej i głębiej tak aby to poczuł. Żeby poczuł co to znaczy być dziewczyną w jego chorym obliczu. Że trudno mi żyć sama ze sobą i każdego dnia jestem narażona na myśli typu ‘ co jest ze mną nie tak?!’. Do oczu, ze złości napłynęły mi łzy. Nie otarłam ich. Niech widzi co czuje.
- Mylisz się Lili.
- Ha! Chyba sobie ze mnie kpisz!? W czym niby twoim zdaniem się mylę?!
Zignorował moje pytanie.
- Jeżeli chcesz usłyszeć moje uczucia, to proszę bardzo – rozłożył ręce w geście poddania – nie ma dnia żebym o tobie nie myślał.
- Banał – ucięłam lecz on się nie przejął
- Bez przerwy rozważam czemu zdradziłem cię w tedy na balu, czemu zachowałem się tak arogancko. Ciągle myślę jak to naprawić ale…
-… tego nie da się już naprawić. – powiedziałam oschle
- Właśnie… Dlatego stwierdziłem że zacznę od początku i nie obchodzi mnie czy ty się na to zgadzasz czy  nie. Nie obchodzi mnie to że mnie nie kochasz, ja kocham ciebie. Tak jestem zaborczym dupkiem i zżera mnie bez przerwy zazdrość że nie mogę cię mieć na wyłączność. Choć chce. Pragnę twojego dotyku i głosu po prostu ciebie. Możesz mi nie uwierzyć, trudno. Nie obchodzi mnie to.
Po tym przestałam myśleć. Hamulce przestały działać więc przestałam mieć jakiekolwiek opory. Coś kazało mi żebym tak zrobiła ( może David, którego widziałam nawet teraz…). Podeszłam i zatopiłam w nim usta. Objął mnie zaborczo, tak jak z resztą mówił i pocałował mnie tak jak nigdy. Odpłynęłam. Moja nienawiść do niego nagle rozpłynęła się w powietrzu a moje zasady moralne zostały zdeptane przez stopę rzekomej Mr. Love.
Coś czuje że jutro będę miała porządnego kaca.  Na moje nieszczęście moralnego…

środa, 4 grudnia 2013

''Dwa tygodnie'' - Roz. 17


OBIETNICE BYWAJĄ TRUDNE

Nie pytajcie mnie jakim cudem, nie pytajcie mnie jak, ale na umowne ‘’pojutrze’’ byłam już zdrowa.
Choć usilnie próbowałam żeby tak było, to i tak moje starania bycia chorym poszły na marne i spotkały się z karą śmierci spuszczenia w toalecie. Moje niekonwencjonalne marzenia  o wygranej w postaci,  utarcia nosa Bartkowi, znikły tak równie szybko co moje przeziębienie.
- Na którą godzinę mam zarezerwować bilety w kinie?
Popatrzyłam na niego tak złowieszczym wzrokiem że naprawdę miałam nadzieję, że odwoła wszystko w ostatniej chwili. Tym czasem, popatrzył się na mnie i uśmiechnął się szeroko.
- Wiem że nie możesz się doczekać.
- Taaak. Jak śniegu w środku lata. – ucięłam i wyszłam do kuchni zaparzyć sobie poranną herbatkę. Chwilę potem kiedy ją sobie słodziłam, moja komórka zawibrowała na blacie, wprawiając mnie o zawał serca. Nawet nie można w spokoju posłodzić sobie herbaty…
- Hej Lili! – po drugiej stronie usłyszałam pewny siebie głos Jagody
- Siemka –  odpowiedziałam siląc się na radość
- Jak tam życie? Ostatnio się do nas coś nie odzywasz? Obraziłaś się?
O kurczę. Przecież Jagoda nie miała o niczym pojęcia… Żeby tylko Zośce nie przyszło na myśl żeby im się wygadać. Inaczej własnoręcznie pozbawię ją tych beżowych czółenek z Wojasa.
- Co? Nieee, skądże. Po prostu byłam w ostatnich dniach chora i nie miałam nawet możliwości jak z wami pogadać. Możemy to nadrobić jeżeli chcecie.
- Teraz to my nie mamy jak. Zosia co prawda została we Wrocku, ale ja z Majką jesteśmy na warsztatach w Hiszpanii.
- W Hiszpanii? Nic mi o tym nie mówiłaś.
- Bo nie było kiedy, z resztą sama wiesz.
- Kiedy wracacie?
- Za dwa, góra trzy tygodnie, to zależy czy znajdziemy dobrą ofertę.
- Jaką ofertę? – nie rozumiałam nic co przed chwilą mi powiedziała
- Wyjaśnię ci jak wrócimy, muszę kończyć bo Steffan mnie woła, Bay!
- Steffan? Kto…? 
Niestety nie usłyszałam już swojej odpowiedzi, gdyż rozłączył nas dobrze znany dźwięk w postaci ‘’pik,  pik, pik’’.
Ciekawe czy tam za granicą, obydwie z Majką dotrzymują tej ich wstrzemięźliwości od chłopaków. Ja już dawno ją przekroczyłam i to niejednokrotnie. Pewnie będę za to się smażyć w piekle za te wszystkie kłamstwa na swoją korzyść. Może w jednym kotle znajdę się z Bartkiem i będę miała okazje utopić go w rozgrzanej smole, czy innej mazi którą gotują, na obrazkach dla dzieci.
- Na 16 może być?
- Nie ma jakoś później? Na przykład za jakieś… nigdy?
- Nie próbuj być złośliwa. Doskonale wiesz że taka była umowa. – wszedł do kuchni i upił łyka mojej herbaty. Zmierzyłam go wzrokiem, dając znać że to nie w porządku. Przecież w swojej ślinie miał tyle zarazków  co moja stopa, a teraz wprowadził je jeszcze na krawędź mojego kubka!
- Weź już sobie tą herbatę – burknęłam
- Dziękuję – uśmiechnął się i wypił ją duszkiem – no więc… to o 16 dobra?
- Taa…
- Dwie godziny starczą ci żebyś mogła się wypindrzyć?
- A tobie żeby zmienić decyzje?
Zaśmiał się pod nosem i wyszedł z batonikiem w ręku do dużego pokoju a ja zostałam z zbakteriowanym kubkiem na blacie.

Kobieta nigdy nie ma się w co ubrać. Na czele tych wszystkich kobiet stoję chyba ja sama, która obecnie penetruje wzrokiem zawartość swojej szafy i po półgodzinnym obserwacjach stwierdzam że nie ma nic w co mogłabym się ubrać. Wzięłam głęboki oddech. Oki, idę do kina. Do kina na randkę. Nie. To nie jest randka. To jest przymusowe wywleczenie z domu biednej dziewczyny przez nieobliczalnego zboczeńca. Co zakłada się na takie okazje?
Miętowy sweter i dżinsowa koszula  wetknięta w wycierane czarne spodnie wyglądał dość stosownie, na mojej zmarnowanej życiem osoby. Nie zamierzałam kręcić włosów. Niech sobie nie myśli, że zależy mi przy nim dobrze wyglądać. Zostawiłam je oklapnięte tak jak były zawsze, i tak zakładam czapkę. Do makijażu również się ograniczyłam, oj nawet bardzo! Tak bardzo że Jagoda, jako bogini makijażu, skazałaby mnie na dożywocie nakładania pudru na wysuszoną, pokrytą skórkami twarz. ( tortury porównywalne ze staniem w kolejce w TESCO. )
- Ślicznie wyglądasz – powiedział
Tekst był już tak oklepany, że naprawdę stracił na wartości.
- Dzięki – mruknęłam jak na ‘’damę’’ przystało i wkroczyłam do przedpokoju ubrać botki i płaszcz.
- Ciągle niezadowolona? - zapytał
- Czyżbyś był jasnowidzem?
-  I ciągle tak samo ironiczna.

Godzina 16 w kinie, to nie był dobry wybór. Głównie przez dzikie kolejki ciągnące się aż do niektórych sklepów. Jeżeli mieliśmy się faktycznie dostać do Sali przed czwartą, to musiał zdarzyć się cud, gdyż nawet nie byliśmy w połowie.
- No, tylko pogratulować ci inteligencji. Powiedz mi kto normalny bierze w tych godzinach seans?
- Czy mam ci przypomnieć kto się na to zgodził?
- Wiesz, to nienajlepszy moment żebyś zwalał na mnie całą winę.
- Czyli sądzisz że to moja wina.
- Jakżeby inaczej?
- Heh – westchnął krótko i się uśmiechnął- w tym dniu, nie zdołasz mnie zdenerwować
Popatrzyłam na niego jak na kretyna, lecz on stał i wlepiał we mnie te swoje półksiężyce i szczerzył się do mnie, jakby dostał z matmy sześć.
- No i z czego  ty się tak cieszysz?
- Że jestem w końcu z tobą na randce.
- Wyjaśnijmy sobie jedno, dobrze? TO NIE JEST RANDKA.
- Dla mnie jest, dla ciebie może nie, bo jeszcze nie chcesz do siebie tego jeszcze przyjąć.
- Zasrany psycholog się znalazł – mruknęłam do siebie
Chyba to usłyszał bo zaraz po tym mrugnął do mnie ‘’przyjacielsko’’. A żeby ten uśmieszek zniknął tak szybko jak się pojawił.

-Kocham cię.
- Ja ciebie też, skarbie.
Rzygam. Naprawdę nie dobrze mi jak widzę te słodkie, czasami aż za słodkie pary. Są szczęśliwi? To super! Ale niech wymieniają się śliną gdzieś indziej! Do tego te wszystkie czułe słówka… Doprawdy. Czy jest to im aż tak niezbędne jak tlen? Szczerze wątpię w te ich intencje. Mogę się założyć, że po zerwaniu nie będą chcieli nawet wymówić imienia byłej bądź byłego. Miłość jest okropna.

Na swoim prawym pośladku poczułam czyjąś dłoń. Obróciłam się jak rażona prądem w kierunku Bartka, bo byłam pewna jak nic, że to właśnie on jest właścicielem bezczelnej ręki. W momencie kiedy na niego spojrzałam, zboczeniec odkleił dłoń od moich spodni. Jednak mój towarzysz, się nim nie okazał. Jego ręce cały czas spoczywały w kieszeni spodni. Spojrzałam w swoje lewo i zobaczyłam uśmiechniętą ( wręcz bezczelnie uśmiechniętą ) twarz chłopaka, który chwile przed całował się z niską brunetką. ZDRADA! Krzyczał mój mózg a moja duma rwała się by zostawić swoje piętno na jego policzku. Mogłam zrobić to ja lub… Bartek.  Lecz nie tak szybko. Aby on mógł wprowadzić do gry swoje pięści, musiał zobaczyć dowód.
Szybko odwzajemniłam flirciarki uśmiech tego dupka, i przygryzłam usta, tak jak robią to na filmach. Miałam głęboką nadzieję że uzyskałam pożądany efekt. I po chwili… TAK! UDAŁO SIĘ! Chłopak zachęcony (najwidoczniej moim udanym trikiem) pozwolił sobie położyć swoje brudne, skalane zdradą łapsko, na moim tyłku. Długo nie czekałam.
- Bartuś, mógłbyś wytłumaczyć panu, że nie obmacuje się cudzych dziewczyn kiedy ma się swoją własną?
Bartek odwrócił się sparaliżowany i widocznie blady w moją stronę. Zmierzył wzrokiem najpierw mnie a potem stojącego koło mnie zboczeńca, który w tej chwili wyglądał co najmniej nerwowo.
- Ty dupku..- zaczął i przybliżył się do niego o metr
Brunetka odwróciła się w naszą stronę i pisnęła spanikowana:
- Chyba zwariowałeś! Maciuś nigdy by nie tknął innej dziewczyny!
- Ach tak? A chcesz zobaczyć wygrzane od jego dłoni, miejsce na moim tyłku? Z chęcią Ci pokaże jakiego ‘’wiernego’’ masz chłopaka.
Dziewczyna spanikowana wlepiła oczy w swojego partnera i czekała na sygnał zaprzeczenia. Lecz jedyne czego się doczekała, to rozprysk krwi wypływający z jego nosa. Bartek uderzył go tak szybko, że nawet nie zdążyłam zareagować (wcześniej wydałabym jakiś hymn rozgrzewający do walki, ale najwidoczniej nie był potrzebny). Maciek upadł oszołomiony na fioletowy dywan kina.
- Nic Ci nie jest?!- dziewczyna uklękła przy nim – halo! Proszę! Dzwońcie na karetkę!
- Serio chcesz go ratować po takim czymś? – zapytałam oceniając jej stan głupoty w skali od 1 do 10. ( co najmniej 10 )
- Przecież nie ma dowodów – burknęła oburzona pod nosem
- Wystarczającym dowodem jest to, że nie zaprzeczył – powiedział dorośle Bartek i chwycił mnie za ramię – chodź. Nie mam ochoty oglądać filmu wśród takich ludzi. – po czym wyprowadził mnie z kolejki i poprowadził wprost ku wyjściu.