piątek, 13 września 2013
''Dwa tygodnie'' - Roz. 11
I jest! Udało mi się w końcu wymyślić i napisać tak jak chciałam coś dłuższego. Czas mam tylko wieczorem, więc pisanie jest ciut utrudnione. szczególnie kiedy moje oczy sięgają biurka, a ręce chcą pisać dalej >.<
No nic, zostawiam do oceny i jak to mówi ławkowa koleżanka...
POZDRAWIAM MARYLA <3
GRUNT TO RODZINA
Nie ma to jak zacząć poranek ze środkami uspakajającymi, które jak na złość nic nie dają. Teraz rozumiem mamę, która bierze zawsze trzy zamiast jednej. Pojedyncza działa chyba tylko w przypadku złamania długo zapuszczanego paznokcia. Na takie kalibry jak Bartek, muszę zacząć łykać cztery, albo pięć. Albo najlepiej całe opakowanie. W tedy będę się martwić że nie wychodzę z kibla a nie że w moim domu mieszka szkodnik.
Zaraz po tym jak doprowadziłam się do porządku chwyciłam za telefon i wykręciłam numer do ZIOMSKPMJCANM. Co z tego że był czwartek i miałam zajęcia za godzinę? Poradnia psychologiczna prowadzona przez moje przyjaciółki była otwarta 24h- chwała Bogu, bo inaczej wydałabym majątek na wizyty u prywaciarza. Uwierzcie mi że pomimo tej twardej powłoki pod spodem jest wątłe ciało ślimaka.
Na stole zostawiłam kartkę by zamknął tylko drzwi, bo nie miałam zamiaru odezwać się do niego ani słowem, po porannej akcji. Zatrzasnęłam za sobą drzwi, i w swoich ulubionych wiązanych koturnach ruszyłam pewnym krokiem na spotkanie z dziewczynami. A on niech się udławi tą swoją miętową pastą do zębów. Debil.
- No, więc tak właśnie wygląda cała sytuacja – objaśniłam ( oczywiście pomijając kawałek z pocałunkiem)
Dziewczyny patrzyły na mnie jak na letnią wyprzedaż w H&M, i kiwały przecząco głową jakby nie mogły w to uwierzyć. Nie dziwiłam im się. Tam przeceny zdarzały się bardzo rzadko-legenda głosiła że raz na sto lat.
- Jesteś pewna że nie opowiedziałaś nam przed chwilą jakiegoś filmu, który wczoraj oglądałaś? – Jagoda przyjrzała mi się podejrzliwie
- Masz mnie za idiotkę?
- Oczywiście, że nie Lili – odparła dyplomatycznie Maja – ale praktycznie rzecz biorąc miałaś umówić się z nim na randkę, a nie pozwalać mu z tobą mieszkać przez dwa tygodnie czyż nie? To trochę się mija z celem.
- No co ty nie powiesz? – burknęłam – problem w tym że nie chciał zwykłej randki. – upiłam łyk kawy, wracając wspomnieniami do tej nieszczęsnej rozmowy
- Ja..Jagoda? Czy to nie łamie naszych zasad? – zapytała nieśmiało Zosia
- Eee…- zawahała się – może trochę, ale w wypadku Lili musimy podjąć specjalne środki by Bartek definitywnie się od niej odwalił, co nie?- popatrzyła ostentacyjnie na Majkę, a ta pokiwała potwierdzająco głową.
- Czyli mieszkacie teraz razem tak? I to przed dwa tygodnie? – Zośka ciągle sprawiała wrażenie nie co ogłupionej
- Taa…
- A co ma być po tych dwóch tygodniach?
- Nie wiem. On chyba liczy na cud że będzie z tego coś więcej – westchnęłam przeciągle – ale spokojnie. Póki mam was pod telefonem nic mi nie grozi – uśmiechnęłam się lekko, i momentalnie poczułam na sobie ciężar kłamstwa.
- No ja mam nadzieję Lil – powiedziała pokrzepująco Jagoda.
Dobrze. Dziewczyny zostały powiadomione o całej sytuacji, co prawda częściowo ale zawsze. Jeden problem z głowy.
Po wyjściu z naszej kawiarenki, wykonałam jeszcze jeden telefon. Tym razem do Davida. Swoje liche kłamstewka mogłam teraz usprawiedliwić tylko przed nim, bo jako jedyny lepiej mnie rozumiał niż one. Nie chodzi tu o jakąś zdradę płci pięknej, czy coś w tym stylu, tylko o czystą zgodę. Jeżeli powiedziałabym dziewczyną to co zdarzyło się w środę wieczorem, jestem pewna że wydalenie z klubu nie byłoby jedynym skutkiem. A tak to, one nic nie wiedzą i wszyscy są szczęśliwi. No, może z małym wyjątkiem. Ale nie czepiajmy się szczegółów.
Z Davidem umówiłam się w parku niedaleko uczelni. Poczekałam zaledwie dwie minutki, kiedy pojawił się za zakrętem. Wspomniałam że był perfekcjonistą również w byciu na czas? Nie musze mówić, że kiedy się spóźniłam, linczowanie zdawało się być przyjemnością…
- Bomba wybuchła, zgadłem? – zapytał od razu, przytulając mnie
- Ehem… i saperzy nie pomogli. Noc, nie jest ich dobrą stroną.
- Dziewczyny nie wiedzą, prawda?
- Nie. Na razie tylko ty.
- Masz zamiar im powiedzieć?
- Ta… Nie. Nie, póki co nie chcę, bo to tylko stworzy niekomfortową sytuację, a wystarczy że mam już jedną w domu. – po tych słowach, opowiedziałam mu wszystko co zdarzyło się w przeciągu dwudziestych czterech godzin oraz zdradziłam mu każdy intymny skraweczek moich myśli. Teraz patrzyłam na niego błagalnie, jak grzesznik w konfesjonale i czekałam jaki usłyszę werdykt.
- Obrazisz się na mnie jeżeli ci powiem, że wiedziałem że do tego dojdzie? – zaśmiał się
- Nie, ale to tylko znaczy że jestem cholernie przewidywalna.- stwierdziłam z ulgą, że na mnie nie nakrzyczał
- W sprawach miłości każdy jest przewidywalny Lil. Kiedy dopuszczamy do siebie uczucia, nie myśli za nas rozum, tylko serce, które w sprawach rozważnych jest kompletnie niedoświadczone. To smutne, ale ma to na swój sposób urok – uśmiechnął się delikatnie
- No ja nie wiem czy urokiem można nazwać to co się stało.
- A powiedz mi tak szczerze Lili. Nie myślałaś o tym? Nie wspominałaś tego dobre dwadzieścia minut od wstania? Mogę się nawet założyć że podczas spotkania z dziewczynami o tym… - zatrzymałam go
- Nie rozpędzaj się. Oczywiście że wspominam. Wspominam aż za często – nabrałam powietrza i wypuściłam je ze świstem – ale wiesz co mnie boli? Że pomimo tego że się tak zapierałam że już nigdy do tego nie dojdzie, to jednak przegrałam sama ze sobą.
- Ja bym powiedział że w końcu uczucia wzięły nad tobą górę, z czego jestem cholernie dumny.
- Za to Ja niekoniecznie…
- Ty… Ty Lili, najlepiej byś ich nie miała nie?
- Nie miała uczuć? – pokiwał głową – Tak. Byłoby ze sto razy łatwiej.
- Nie mów tak – machnął ręką – jestem pewny że tak właśnie miało być. Może między wami wróci wszystko do normy?
- Nie wiem czy tego chce. – wykrzywiłam się na samą myśl
- Pocałowałaś go bez żadnych oporów. To o czymś świadczy.
- Ech… Nie przypominaj mi tego – obruszyłam się – i co ja mam teraz zrobić co? Jak przyjde do domu, to przez te dwa tygodnie mam udawać że nic się nie stało?
- Masz czekać na rozwój wydarzeń, plus nie zmuszać się do niczego. Nie blokuj tego co masz do powiedzenia czy do zrobienia, to będzie ci zdecydowanie łatwiej skarbie. Uwierz mi i zastosuj się do tego choć przez jeden dzień. Potem zdasz mi relacje, ja muszę lecieć, trzymam kciuki, pa! – i tyle go widziałam. Pobiegł w stronę 133, a ja zostałam na środku drogi z rozdartą psychiką. Cóż… nie pierwszy i nie ostatni raz, right?
Wyciągnęłam klucze od domu z myślą ‘’Będę silna i nie dam się stłamsić mojemu pesymizmowi’’, natomiast w momencie kiedy przekroczyłam w próg, całe moje oczekiwania poszły się rypać. Bo jak tu zostać normalnym kiedy dostajesz nagle nieoczekiwaną wizytę twojej rodziny, w obecności chłopaka z którym twoje relacje, są bardziej utrudnione, niż Kosta Rubika. NO JAK?!
- Lili! Jak tam było na uczelni?! – mama krzyknęła z kuchni. Pociągnęłam nosem. Moja rodzicielka gotowała właśnie dar od bogów – Lasagne – potrafiła ukoić nerwy i nasycić niczym dziesięć pączków. Mój pogląd na dzisiejszy dzień mógł się radykalnie zmienić, w przeciągu paru minut.
Zdjęłam buty i weszłam do kuchni.
- Wiesz, Bartek to urodzony kucharz – mój wzrok powędrował w jego kierunku. Dopiero teraz zobaczyłam że właśnie ścierał ser ( nie dość że ingeruje w mieszkanie ze mną, to jeszcze gotuje z moją matką! Tylko ja mam do tego prawo! ), i układał go na plastrach makaronu. – do tego, jaki miły! Zupełnie się zmienił od czasu gimnazjum. Przywitał nas jak prawdziwy dżentelmen.
Cholera… To był właśnie ten moment żeby im powiedzieć dlaczego tu jest… Jeżeli coś pójdzie nie tak, cały swój majątek przekazuje Dacidowi i Zośce, aby mieli w końcu swoje osobne gniazdko.
- No właśnie mamo, Bartek jest tu tylko przez dwa tygodnie bo ma chwilowe problemy z czynszem – wyjaśniłam pokrótce, dając ‘’oczny’’ znak chłopakowi. Udał że nie widzi. Zabije go. Zabije go nawet tym widelcem od mieszania mięsa!
- Oj nie musisz się nam tłumaczyć Lili- do kuchni wszedł tata – w końcu to twoje mieszkanie i możesz robić co chcesz. Oczywiście uprzedź nas wcześniej przed narodzinami wnuka – zaśmiał się a mama razem z nim. Ta dwójka nigdy nie dorośnie…
- Tato!- skarciłam go
- A nie? Bartek pewnie już nie raz próbował co? – szturchnął go przyjacielsko w ramię
- Tato, no!
- Bez obaw proszę pana. Pańska córka nie jest tak podatna, jak reszta dziewczyn z roku.- odparł
- No i dobrze! Ma to po matce! – mama przytuliła mnie mocno do siebie
- Wiecie że wyglądacie teraz jak jedna wielka rodzina? I to ta z tych amerykańskich komedii? – do pomieszczenia weszła kolejna osoba. Moja siostra Kasia- była jednym z tych dzieci które za młodu dawały w kość – dosłownie, mam nawet jeszcze gdzieniegdzie siniaki, które zdobią moje piękne kołkowate nóżki – a potem, w wieku dojrzewania, były potulne jak baranki, aczkolwiek miały swój charakter. Teraz miała czternaście lat, i wyglądała jak ja sześć lat temu. – Siemka siostra – powitała mnie skinieniem głowy.
- Hej- odpowiedziałam wyrywając się z matczynych objęć- jak w gimnazjum? – zagadnęłam na zwłokę i podeszłam do niej, nachylając się dyskretnie do jej ucha – choć na balkon – szepnęłam
- A! Wiesz, to ja ci może lepiej wszystko opowiem na Świerzym powietrzu co? – siostra na szczęście załapała o co mi chodzi i momentalnie zaczęła grać. Zuch dziewczyna.
- Doskonale- wymusiłam uśmiech – to wy tu sobie gotujcie, a my idziemy poplotkować.
- Tak, tak idźcie. Obiad za dziesięć minut! – krzyknęła za nami mama
- JAKIE TO BYŁO TOKSYCZNE- wysyczałam siadając na drewnianym krzesełku koło Kasi
- No – przyznała szybko i zaraz przeszła do rzeczy- a teraz mów po co musiałyśmy wyjść aż na balkon.
Dla wyjaśnienia, wyjścia na balkon w naszym rodzinnym życiu, oznaczały coś bardzo poważnego, czego ściany i podłogi nie chciały wysłuchiwać.
- Wiem co mama powiedziała, ale chce znać twoją wersje, tą nie podkolorowaną. Co zrobili jak zobaczyli w drzwiach Bartka? Bo domyślam się że był w domu wcześniej ode mnie…
- Cóż… Widząc ich miny, byli w lekkim szoku tak samo jak ja, ale o tym zaraz. W każdym razie Bartek powiedział im to samo co ty przed chwilą rodzicom. – czyżby potrafił czytać mi w myślach? - Wiesz, to z czynszem. Domyślam się że to bajka, czyż nie? – machnęłam ręka, na znak że zaraz wszystko wyjaśnię – no i oni, że tak powiem, chwycili przynętę, ale chyba doskonale wiedzą że jest jeszcze jakieś drugie dno tej sprawy, którego im na razie nie zdradzisz. Mama zaraz potem wpadła do kuchni z zakupami żeby zrobić lasagne a on zaoferował się że pomoże. Znasz mamę, była w siódmym niebie, że ktoś użyczy jej swoich rąk do pomocy. Ja w tym czasie poszłam oglądać TV z tatą, i tak było do póki nie przyszłaś.
- Ufff- odetchnęłam głęboko – czyli nic nie podejrzewają?
- Nie, a jeżeli tak, dają ci wolą rękę. Masz ponad dwadzieścia lat i masz do tego prawo. No, a teraz powiedz mi czemu tak naprawdę tu jest.
- Najpierw obietnica na paluszek że nikomu ani słowa – wystawiłam najmniejszy paluszek a ona go chwyciła. Zrobiłyśmy symboliczne dwa okrążenia i teraz nawet letnia wyprzedaż nie mogła złamać przysięgi . Był to nasz zwyczaj od czasów kiedy obiecywałam że pobawię się z nią lalkami Barbie- choć tak naprawdę nigdy tego nie robiłam. Lalki mnie przerażają… – więc… to rodzaj odpłaty za to, że nie chciałam iść z nim na wcześniejsze randki. Dziewczyny uważają że jak go ‘’wysłucham’’ to w końcu się ode mnie odwali, ale ja zaczynam w to wątpić.
- Dziwię się że się na to zgodziłaś – mruknęła z dezaprobatą
- A kim on teraz tak właściwie dla ciebie jest? Znów chłopakiem?- prychnęła lekceważąca.
- Wypluj to słowo! – krzyknęłam jak oparzona- Nigdy więcej, nie chce by to się powtórzyło.
- A szkoda, bo przynosił mi w tedy fajne prezenty.
- Materialistka.
- Irracjonalistka.
- Obiaaaad! – głos mamy dobiegł nas równie szybko co zapach świeżo upieczonego nieba w gębie.
Po zakończonym posiłku mama postanowiła dołożyć nam jeszcze po parę kilo do przodu, przynosząc lody polane malinowym sosem, płatkami migdałowymi i kakałem. Oczywiście Bartuś towarzyszył nam przez cały czas i wręcz bezczelnie rozmawiał z moją rodziną tak jakby znali się od dobrych dziesięciu lat. Tylko ja siedziałam z boku i mierzyłam go wzrokiem oceniając umiejscowienie tętnicy by mu ją jak najszybciej wyrwać.
Kiedy skończyliśmy całą ceremonię ‘’wielkiego żarcia’’, wzięłam wszystkie talerze i razem z mamą poszłam je oporządzić do kuchni, lub inaczej zwanej, pokojem zwierzeń.
- Lili, czy coś się między wydarzyło? - zapytała nieśmiało acz pewnie mama
- Oprócz TEGO jeszcze nic.
- Czy aby na pewno? Znam cię bardziej niż twoje przyjaciółki i David razem wzięty, i założę się że jesteś na niego o coś zła nie?
- Może- odpowiedziałam wymijająco
- Czyli tak. O co?- mama zaczęła robić się piekielnie bezpośrednia co oznaczało kłopoty. I to niechybne.
- Nie muszę ci mówić, bo i tak pewnie znasz doskonale odpowiedź.
- Fakt, domyślam się jej, a jeżeli nie chcesz mi powiedzieć, to tylko ją potwierdzasz. – westchnęłam tym że znów stałam się przewidywalna jak komedia brazylijska – to nic złego – mama mówiła pewnie o pocałunku – jeżeli tak się stało, to wiesz przecież że stara miłość nie rdzewieje.
- Oj rdzewieje mamo, rdzewieje.
- Nie prawda. Jeszcze za mała jesteś byś mogła to powiedzieć.
- Ech, daj spokój. To mnie bardziej wykańcza niż bycie w związku. Do tego cała sytuacja z dziewczynami… wiesz przecież co zrobią jak się dowiedzą.
- Trudno Lili. Godziłaś się na takie warunki. Nie wiedziałaś w tedy jak będzie potem, to nie twoja wina. Zobaczysz, że i one nie są takie święte. Nikt nie jest.
- Jak to jest, że czuje, że przyznam ci potem racje?
- Aj, dziecko… Twoja matka już jest stara i po prostu zna życie.
- Powinnaś zacząć pisać po nim jakiś przewodnik.
Zaśmiała się lekko.
Rodzinka zebrała się około dziewiętnastej, co było dla mnie trochę szokiem. Bo normalnie zbierali się po dziewiątej, a czasem zostawali na drugi dzień. Tata co prawda wyjaśnił że musi się wcześniej położyć bo ma jutro służbę – pracował w wojsku i od czasu do czasu opuszczał na jeden dzień dom, by pilnować całego ich dorobku- ale i tak mu nie wierzyłam. Pewnie myśleli że chcemy mieć dla siebie z Bartkiem trochę czasu, więc wyszli wcześniej. No, niedoczekanie ich. Jeszcze nie zgłupiałam.
- Twoi rodzice są fajni – powiedział zamykając za nimi drzwi
- Wiem – uśmiechnęłam się
- Będą przychodzić częściej? Chętnie pomogę znów twojej mamie.
- Zapomnij – ucięłam- idź lepiej spać bo nie mogę na ciebie patrzeć.
- To przez ten zarost, wiem. Zapomniałem się dzisiaj ogolić. – pogładził się teatralnie po brodzie
- Nie przez to idioto – roześmiałam się wiedząc ze nie powinnam.
Chociaż David mówił co innego… Cóż drobne odstępstwo od zasad czasami może być.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
jak zawsze genialnie Sophie.
OdpowiedzUsuńnic dodać nic ująć.
GENIALNIE,
treviou ( za ewentualne błędy przepraszam ;) )
czekam na dalszy rozwój wydarzeń. :D
pozdrawiam.
O~O